środa, 27 czerwca 2012

Dlaczego mężczyźni zdradzają?

Paulina, tłumaczka z Poznania, była przerażona, słuchając zwierzeń przyjaciółki, którą zdradził mąż. - To już kolejna taka historia wśród moich znajomych. Czy naprawdę nie ma już wiernych mężczyzn? Tak w ogóle, to dlaczego oni zdradzają? - takie pytania jak Paulina zadaje mnóstwo kobiet. Jak wynika z badan o seksualności Polaków przeprowadzonych przez prof. Zbigniewa Izdebskiego, 21 proc. żonatych mężczyzn przyznaje, że przynajmniej raz zdradziło żonę. Dla wielu z nich zdrady nie są czymś złym, bo mają na to społeczne przyzwolenie. O ile kobieta, o której zdradzie dowiadują się inni, bywa napiętnowana, o tyle mężczyzna spotyka się ze zrozumieniem. Zdradzające kobiety to "zimne egoistki", bezwstydnice". Mężczyźni mogą liczyć na znacznie łagodniejsze komentarze: "Nic dziwnego, skoro żona się zaniedbała", "Cud, że z taką wytrzymał".

Panowie mają to w naturze?
Wiele osób uważa, że panowie zdradę mają genetycznie wdrukowaną. Monogamia ma być niezgodna z ich naturą, a mężczyzna musi dążyć do kontaktów z jak największą ilością partnerek, by przekazać swoje geny dalej. Choć większość psychologów się z tym nie zgadza, to jednak profesor socjologi Eric Anderson twierdzi, że męska zdrada jest oczywista. Uważa, że za stosunek kobiet do seksu odpowiada oksytocyna, czyli hormon tworzenia więzi. Mężczyznami zaś rządzi testosteron, pchający ich w ramiona innych kobiet. Mogą oni kochać żonę czy narzeczoną, ale to nie oznacza, że będą jej wierni. Na zachowanie ponó ogromny wpływ ma także wychowanie. Ojciec stanowi dla chłopca wzór. I bez względu na to, czy ten wzó jest podziwiany, czy odrzucany, w sytuacjach nowych czy trudnych mężczyzna zachowuje się tak jak ojciec. Jeśli tata wrócił późno, jeśli syn słyszał, jak rozmawia szeptem przez telefon, prawdopodobieństwo, że sam zdecyduje się pewnego dnia na skok w bok, jest większe. Mężczyzna może na poziomie świadomym pragnąć być wiernym mężem. Pamięta płaczącą matkę i przysięga sobie, że jego żona nie będzie tak cierpiała. Ale potem, gdy pojawia się możliwość zdrady, nie potrafi jej się oprzeć. Dla niego ta reakcja jest najbardziej oczywista, bo zna ją od dzieciństwa. Innej, czyli wierności, musiałby się dopiero nauczyć. 

W konkurencji z niemowlakiem
Według badań najwięcej zdrad zdarza się w ostatnim trymestrze ciąży i pierwszym roku po porodzie. Wydawało by się, że to dla pary czas szczęścia i bliskości... Tymczasem wiele małżeństw właśnie wtedy przeżywa wielki kryzys. Kobiety uważają za naturalne, że dziecko jest najważniejsze. Na jakiś czas z żon i kochanek zmieniają się przede wszystkim w matki i nie widzą powodów, by to swojemu mężczyźnie wyjaśnić. On przecież jest ojcem tego dziecka, więc czuje tak samo! Okazuje się, że wcale nie. Mężczyźni są zdezorientowani, czują się porzuceni. Często muszą przenosić się na kanapę, a w małżeńskim łóżku żona śpi z niemowlakiem. Mają więc wrażenie, że ich potrzeby przestały się liczyć. I zaczynają szukać ich zaspokojenia poza domem. Często, aby temu zapobiec, wystarczyłaby zwyczajna rozmowa. Wytłumaczenie, że to stan chwilowy. Mężczyźni są konkretni i potrzebują jasnych komunikatów.  Gdy usłyszą od żony, że teraz nie ma ochoty na seks, jest pochłonięta opieka nad dzieckiem, ale za kilka miesięcy namiętność wróci do sypialni, będą spokojniejsi. Mężczyźni boją się, że odrzucenie jest na stałe i wtedy w ramionach innej kobiety szukają potwierdzenia, że są dla kogoś ważni. Warto więc często zapewniać męża, że wciąż jest bardzo potrzeby, kochany. 

Tarcza obronna małżeństw
Dla wielu par zdrada stanowi punkt, w którym on i ona uświadamiają sobie, że mają poważne problemy, które doprowadził do kryzysu. Zaczynają wreszcie ze sobą szczerze rozmawiać. Czasem stwierdzają, że sami sobie nie poradzą i szukają pomocy u profesjonalisty. Oczywiście, zdrada nie leczy związku, ale niekiedy może stać się momentem przełomowym. Dnem, od którego można się odbić. Nie warto jednak czekać na taki moment, trudny i bolesny, lecz zacząć dbać o związek zawczasu. Natychmiast, od teraz. Słowa kluczowe do dobrej relacji to"szacunek" i "zaangażowanie". To ta relacja ma być najważniejsza ze wszystkich spraw. Nie dzieci, nie praca czy hobby. Gdy wszystkie siły zaangażujemy w związek, będzie on silniejszy i odporniejszy na zawirowania. Według psychoterapeuty Gary'ego Neumana, autora książki "Wszytko o zdradzie", pary za mało ze sobą rozmawiają, np. w USA tylko 12 minut dziennie. Neuman twierdzi, że partnerzy powinni cztery razy w tygodniu znaleźć minimum 45 minut na spokojną rozmowę. I rozmawiać o sobie, a nie o problemach w pracy czy szkolnych kłopotach dzieci. Warto też, aby kobieta dbała o siebie i swoje potrzeby. Dobrze czująca się sama ze sobą partnerka jest dla mężczyzny atrakcyjniejsza. Kiedy widzi on, że żona ma swoje pasje, znajomych, że realizuje się także po za domem, automatycznie sam zaczyna się bardziej starać. A gdy mężczyzna i kobieta zabiegają o siebie wzajemnie, to pielęgnują więź. A taka bliska i przyjacielska relacja stanowi naprawdę skuteczną tarczą obronną przeciw zdradzą i innym małżeńskim kłopotom.

Zdaniem eksperta
Jolanta Bac-Siechowicz, psycholog i psychoterapeuta z warszawskiego Ośrodka Psychoterapii i Promocji Zdrowia "Ogród"
Szacunek i zaufanie to podstawa wierności
Dlaczego mężczyźni częściej zdradzają?
Od wieków byli bardziej skłonni do niewierności. Wiązało się to z mniejszymi konsekwencjami. Kobiety rzadziej interesowały się przygodnym seksem, chociaż by z obawy przed ciążą. Często podkreśla się też inne motywy zdrad: kobiety zwykle szukają satysfakcji emocjonalnej, mężczyźni zaś zdradzają dla seksu, chwilowego rozładowania bądź eksperymentowania. 
Wiele osób ma z tyłu głowy lęk przed zdradą. To chyba utrudnia życie?
Bardzo, i to obu stronom. Kiedy budujemy związek na lęku przed zdradą, stajemy się podejrzliwi i zaczynamy sprawdzać, podejmować różne desperackie próby zapewnienia sobie wierności partnera. W efekcie przestajemy czerpać radość ze związku, nawet gdy ta wierność jest zachowana. Życie w cieniu zdrady, do której nie doszło, nie zapobiega jej, ale zatruwa życie partnerom. Zamiast więc pielęgnować lęk, warto zadbać o szacunek i zaufanie w związku, bo to jest podstawa wierności.

"Dobre Rady" 7/2012 Lipiec


A co wy o tym myślicie?

piątek, 1 czerwca 2012

Ulubieńcy Marca 2012

Hej! Dzisiaj zamiast na YouTube przedstawię moich ulubieńców maja tu na blogu :-) Myślę, że nie ma co przedłużać, przejdźmy więc do tematu. 

Dzisiaj mam dla was oprócz kosmetyków przeznaczonych dla mnie także dwa produkty dla mojego synka, które również stał się moimi ulubieńcami. No i myślę, że też troszkę ulubieńcami Marcela ;-)

1. Krem Hipp








Tą niewinną próbkę kremu dla dzieci dostałam za jeden grosz w Rossmannie przy zakupie oliwki tej samej firmy.  Nie ma jakiegoś specjalnego znaczenia oprócz tego, że jest on pielęgnacyjny z naturalnym olejkiem BIO migdałowym. Zawiera informacje, że chroni skórę dziecka ale nie pisze przed czym. 
Dlaczego więc w tym miesiącu zdobył moje serce? Mojemu synkowi na czole, nosku i powiekach wyszły okropne, suche skórki. Ja mu tym kremikiem raz, dwa razy dziennie smarował te suche parte twarzy i w przeciągu nie całego tygodnia wszytko ładnie znikło. Myślę, że dalej będę stosowała go na twarzyczkę dziecka. 

2. Esputicon


O tym specyfiku chyba nie będę się dużo rozpisywała. Myślę, że był on moim ulubieńcem jak i Marcela ponieważ pomagał na kolki. A nie ukrywam, że to jest męczące nie tylko dla mnie ale i dla samego maluszka. Dostępny w aptece i kosztował ok. 15zł 


A teraz w końcu przejdźmy do rzeczy przeznaczonych dla mnie :-)

3. Slim Extreme 3D Spa Eveline Cosmetics
Serum intensywnie wyszczuplające + regenerujące



Dwie próbki tego kosmetyku dostałam od mich widziek. Normalnie nie pisała bym, że próbki jakiegoś kosmetyku są ulubieńcami miesiąca, bo to tylko próbka i zbyt wiele o działaniu kosmetyku w tak krótkim czasie stosowania nie możemy się dowiedzieć. Tu jednak jest inaczej i te dwie próbeczki naprawdę zachęciły mnie do kupienia pełnowymiarowego produktu.
Oczywiście te dwie saszetki nie starczyły mi na dwutygodniową kuracje a zaledwie na cztery użycia (brzuch, uda i pośladki). Serum ma za zadanie zwalczyć cellulit, wygładzać rozstępy i redukować tkankę tłuszczową. Ja w to absolutnie nie wierzę i nigdy nie wierzyłam w takie cud kosmetyki. Jednak gdy nałożyłam ten produkt na wybrane części ciała poczułam to co uwielbiam w kosmetykach czyli efekt chłodzenia! I dla tego efektu jestem zdolna kupić to serum w wersji pełnowymiarowej! Nawet jeśli nie do końca radzi sobie z cellulitem i rozstępami ;]

4. Maseczka nawilżająca Rival De Loop Hydro


Nie wiem jak do tej pory żyłam bez maseczek?! Zawsze uważałam, że to głupie i omijałam szerokim łukiem półki z tymi kosmetykami. Aż do czasu gdy dostałam pewną paczkę a w niej właśnie tą maseczkę nawilżającą. Długo oglądałam opakowanie zastanawiając się czy ją użyć ale skoro ją już dostałam to przecież musiałam zużyć... I wtedy właśnie dostałam olśnienia jak bardzo nasza twarz potrzebuje od czasu do czasu takiej maseczki. Zdecydowanie jest to chyba najbardziej ulubiony produkt miesiąca maja - jeśli w ogóle takie określenie istnieje ;D 
Od razu poleciałam do Rossmanna po inne maseczki. Kupiłam te z Ziaji ale o tym może kiedy indziej ... 

5. Baza pod cienie firmy Pierre Rene


Do tej pory myślałam, że baza pod cienie jest zbędna. Nie ukrywam, że mam powieki tłuste i cienie szybko mi się rolowały. Jednak myślałam, że tak musi być i już. Tak niektórzy mają i trudno. Że jest niewiele cieni, które potrafią wytrzymać na takiej powiece cały dzień. Jakże jednak byłam w błędzie (jak to mówią człowiek uczy się całe życie). Dostałam w paczce tą oto bazę no i co tu dużo gadać wypróbowałam ją. Oczywiście jak można się spodziewać większość cieni okazała się ok i dlatego zaliczam tą bazę do moich ulubieńców w tym miesiącu.

6. Cienie do powiek Magic Visage numer 7 (sklep chiński)


Zwykłe cienie ze zwykłego sklepu chińskiego. Kupiłam bo miałam chandrę. Jak widzicie kosztowały tylko 7,50. Nastawiła się, że to będzie jakiś bubel no bo to w końcu tylko chiński sklep Ale, ale ... testowałam te ciebie zarówno z bazą jak i bez i co się okazało? Że są fenomenalne! Trzymają się cały dzień i wcale się nie rolują. Nawet przy tak tłustej powiece jaką mam ja. Przeznaczone są one bardziej do Smokey eyes ale spokojnie dzienny makijaż też da się nimi zrobić. Czarny cień jest idealny do kresek na dolnej lini rzęs oraz na górnej. Zaryzykowała bym nawet stwierdzenie, że jest lepszy i trwalszy niż nie jedna kredka do oczu.
Za te cienie mogła bym dać nie tylko 7 zł ale również i 70, bo są tego jak najbardziej warte :)

7. Mgiełka do ciała cytryna i bazylia Avon


Całkiem przyjemny letni zapach. Może nie utrzymuje się na ciele jakoś zadziwiająco długo a zapach nie jest tak orzeźwiający jak bym wymagała od tego produktu. Jednak w maju używałam go praktycznie codziennie. Połączona z balsamem z tej samej serii o tym samym zapachu utrzymuje się na ciele o wiele dłużej. Jak na mgiełkę całkiem wydajny produkt. 

8. Puder do twarzy Synergen



Chyba nie muszę nikomu nie muszę przedstawiać tego Rossmannowskiego produktu. Transparentny puder przeciw wypryskom. Ja jestem w kolorku 01 One. Nie utrzymuje się cały dzień, wymaga poprawki ale ładnie matuje. Moim zdaniem dość wydajny.
Cóż jeszcze można o nim napisać? 

9. Róż Elf


Jest to zdecydowanie najlepszy róż jaki kiedykolwiek miałam w swojej kolekcji. Dotychczas bałam się używać różów. Bałam się, że przesadzę i będę wyglądać śmiesznie. Z tym różem nie da się przesadzić. Ja mam go w kolorku Glow i od chwili kiedy go wypróbowałam po raz pierwszy używam go prawie codziennie. 

10. Kredka ColorTrend Avon


Znów powróciłam do tej kredki z Avon. Jest ona w dwóch kolorach czarnym i fioletowym. Efekt na dłoni pokażę niżej. Jest to miękka kredka i po raz kolejny przekonuje się, że takie pasują mi najlepiej. Dobrze robi mi się nią kreskę na górnej jak i na dolnej powiece. 
A o to jak prezentują się kreski rysowane tą kredką


Są to dwie pierwsze kreski od prawej strony. Tej fioletowej używam rzadziej. Wpada ona w taki śliwkowy kolor i chyba nie bardzo to mi pasuje. 

11. Cień do powiek w kredce Isadora 



Trzecia kreska jest zrobiona właśnie tą kredką. Polubiłam ją z tego powodu iż robi bardzo ładne kreski jako liner ;] Broń boże nakładać ją na całą powiekę. Ale jako kreska na powiece sprawdza się idealnie, wygląda bardzo delikatnie i wbrew pozorom można zrobić nią bardzo cieniutką i perfekcyjną kreskę. I za to właśnie tak ją polubiłam w miesiącu maju. 

12. Carmex


Czy muszę tu dużo pisać? Chyba każdy zna ten balsam do ust. Ja może dodam tylko to, że został moim ulubieńcem ponieważ po porodzie (ogólnie po ciąży) żaden inny balsam nie poradził sobie z moimi suchymi ustami. Zrobił to tylko carmex i dlatego dołączył do ulubieńców maja 2012.

13. LipSmacker CocaCola Vanila


Może nie robi nic specjalnego z moimi ustami ale w tym miesiącu pokochałam go za jego zapach i smak. Uwielbiam mieć na ustach coś co pięknie pachnie i ładnie smakuje :) No i to oryginalne opakowanie. Aż miło wyjąć go gdzieś na mieście z kieszeni i pomalować nim usta. 

14. Błyszczyk H&M


Również produkt nic specjalnego nie robiący z ustami. Oprócz dawania oczywiście lekkiego koloru i ładnego połysku na ustach. Całkiem przyjemny błyszczyk. Na początku myślałam, że go nie polubię. Kojarzył mi się z tanimi błyszczykami z osiedlowych sklepów ale już po pierwszym użyciu bardzo się z nim zaprzyjaźniłam. Nosiłam go ze sobą wszędzie i tak oto trafił do moich ulubieńców. 

15. Błyszczyk ColorTrend Avon 


Jest to błyszczyk w kolorku Angel i jest z nim podobna historia jak z tym po wyżej. Na początku twierdziłam, że kolor jest za "słodki" i za różowy. Troszkę się zbiera na granicy ust ale przy dłuższym użytkowaniu bardzo się z nim zaprzyjaźniłam. Zwyczajny ale jakże przyjemny błyszczyk. 


I to już na tyle z moich ulubieńców maja 2012. A czy wy mieliście styczność z tymi produktami?

niedziela, 27 maja 2012

Macierzyństwo

Lubię oglądać kanał MTV. Lubię oglądać też emitowany w tej stacji program "Licealne ciąże".
Zawsze się zastanawiałam czemu one są takie zmęczone. Ok, rozumiem szkoła potrafi zmęczyć. Nocy też całej nie przesypiają, bo wstają do dziecka. Ale mają przecież pomoc. Pomagają im ich partnerzy a jeśli są same to rodzina. Przecież zajmowanie się dzieckiem nie może być takie trudne, męczące i zajmować tyle czasu.
Teraz wiem jak bardzo się myliłam.
Mimo, że mieszkam z narzeczonym i rodzicami i bardzo starają się mi pomagać i jak najwięcej odciążyć to i tak większość obowiązków spada na mamę - czyli na mnie...
To nie samowite jak szybko człowiek się zmienia gdy na świat przychodzi niemowlę. Jak szybko stajemy się dorośli i jak w mgnieniu oka sprawy, które były priorytetem schodzą na dalszy plan na rzecz dziecka.

Teraz zupełnie inaczej oglądam ten program, bo wiem jak ciężko jest tym dziewczyną a one w przeciwieństwie do mnie mają jeszcze szkołę i nie raz pracę. Już nie pamiętam jak wygląda przespana nocka i w końcu chyba nauczę się spać w dzień z Marcelem.

Kiedy chodzimy w ciąży jest nam ciężko. Marzymy, żeby już urodzić, pozbyć się brzucha. Pragniemy przywitać już na świecie naszego maluszka i przy okazji pozbyć się bólu kręgosłupa, wielkiego ciężaru w postaci brzucha, nie jednokrotnie mdłości i opuchniętych kostek. Potem zaczyna się poród. Jedni przechodzą go gorzej inni lżej. Niektórzy tak jak ja mają cesarskie cięcie. Cieszymy się, że już po wszystkim, że maluch urodził się zdrowy. Przytulamy go, głaszczemy i nie możemy się na dziwić. Po czym zabieramy go do domu. W pierwsze dni jest całkiem kolorowo. Każdy nam pomaga, bo przecież musimy dość do siebie po szpitalu.
A potem przychodzi szara rzeczywistość. Jeśli karmimy piersią - ścisła dieta. Musimy wstawać do maluszka w nocy za każdym razem, bo przecież nikt inny za na nie da mu cycka. Oczywiście możemy sobie odciągnąć pokarm laktatorem, ale która matka nie czuwa w nocy przy maluszku aby przypadkiem nic mu się nie stało, nie zabrakło niczego. To samo w dzień. Lekki płacz i lecimy sprawdzić co się stało.
Fajnie jak ktoś mnie wyręcza w karmieniu albo przewijaniu ale i tak cały czas myślę czy dana osoba robi to dobrze, czy nie dzieje mu się krzywda.
To chyba nazywa instynkt macierzyński.

Ale nie zapominajmy, że całe zmęczenie wynagradza nam uśmiech maluszka (w moim wypadku już teraz widać szeroki uśmiech :-)),patrzenie jak robi postępy w rozwoju, zaczyna wymawiać coraz więcej sylab, podnosić główkę, chwytać różne przedmioty.

Podsumowując teraz wiem, że macierzyństwo to najtrudniejsza praca. Nawiasem mówiąc fajnie, że rząd chce wprowadzić dla kobiet wcześniejszą emeryturę o trzy lata za każde dziecko. Bo to w końcu taka praca w domu 24 godziny na dobę. I nieźle można się umęczyć wykonując ją ale też daje nam wiele radości i satysfakcji podejmowania jej.

To zdecydowanie nowy etap w życiu każdej kobiety. Ale mężczyzny też, bo nie zapominajmy, że dla niego to też całkiem nowe wydarzenie. Obojętnie czy staje się on ojcem, dziadkiem albo może nawet pradziadkiem :)

A Wy co o tym myślicie?


piątek, 27 kwietnia 2012

Marcel - zdjęcia

W końcu!
W końcu zebrałam się by coś napisać :)
Dzisiaj wrzucę wam zdjęcia Marcela. Ponieważ teraz jestem tak zajęta, że prawie na nic nie mam czasu ...


Większość  zdjęć jest jeszcze ze szpitala ale na pewno w późniejszym czasie dorzucę coś więcej :)





Do następnego!

środa, 4 kwietnia 2012

Marcel :P


Tak wyglądało nasze dzieciątko 7 września 2011r. Teraz mamy 4 kwietnia 2012 i obecnie jestem w 38 tyg. ciąży. Co jest równoznaczne z tym, że jest to już 9 miesiąc.
Dzisiaj byłam u lekarza i dowiedziałam się, że już po świętach 10 kwietnia mogę jechać rodzić dziecko!
Będę miała cesarkę i nastawiam się na to optymistycznie (w końcu każdy mi mówi, że będzie dobrze).
No chyba, że wcześniej dostane dużych bóli, odejdą mi wody albo ruchy dziecka będą mniejsze niż dziesięć na godzinę. Ale mam nadzieje, że do tego wtorku jakoś przetrwam.

Chyba zaraz oszaleje! Już nie mogę się doczekać i chciała bym, żeby czas szybciej płyną. A właściwie to chciała bym być z maluszkiem już w domu.

Ma być chłopiec, więc wybraliśmy mu imię Marcel.

Boje się ale mimo wszytko jestem taka szczęśliwa, że chyba zaraz odfrunę :-)

Życzcie mi powodzenia i trzymajcie kciuki! :*

wtorek, 13 marca 2012

Zdjęcie :-)

Hej! Dzisiaj postanowiłam spełnić waszą prośbę z YouTube. Tak, tak. Bardzo prosiłyście mnie bym pokazała wam mojego narzeczonego. Puki co pokazuje wam go w formie zdjęcia :)
Mam w planach pokazać go również na YuTube ale musicie być cierpliwi. Mój Marcin mimo, że nie jest kucharzem świetnie gotuje i dlatego w mojej głowie narodził się pomysł aby otworzyć nowy dział filmikowy na moim kanale. Oczywiście chodzi o kuchnie.

(jeśli chcecie powiększyć zdjęcie, kliknijcie na nie)

Co wy na taki pomysł? Ja w roli operatora i mój narzeczony w roli kucharza? Mi się wydaje, że to bardzo fajna inicjatywa. 

(jeśli chcecie powiększyć zdjęcie, kliknijcie na nie)

Tak więc mam nadzieje, że zaspokoiłam waszą ciekawość. Zdjęcia były robione jakoś latem na Szałe. Niestety było trochę za zimno, by kąpać w jeziorze :D 

Taka krótka notka dzisiaj, ale dawno nic nie było ... 

piątek, 2 marca 2012

TAG: 5 kosmetycznych rzeczy, których wcale nie chcę mieć

Witam was bardzo serdecznie! Dzisiejszy temat postu jak sami widzicie to TAG: 5 kosmetycznych rzeczy, których wcale nie chcę mieć.



Ja zostałam zatagowana przez: 
http://glamispink.blogspot.com 

Zasady:
- napisz, kto Cie otagował i zamieść zasady TAG'u
- zamieść baner TAG'u i wymień 5 rzeczy z działu kosmetyki ( akcesoria, pielęgnacja, przechowywanie, kosmetyki kolorowe, higiena), które Twoim zdaniem są Ci całkowicie zbędne bo:
- maja tańsze odpowiedniki
-są przereklamowane
- amatorkom są niepotrzebne
- bo to sposób na niepotrzebne wydatki...
...i krótko wyjaśnij swój wybór
- zaproś do zabawy 5 lub więcej innych blogerek.
 
 
I.  
 
Krem na rozstępy


I nie chodzi mi tu o krem tej danej firmy, który znajduje się na powyższym obrazku. Mówię tu ogólnie. Czemu go nie chce w ogóle mieć? Ponieważ uważam, że taki krem bądź balsam jest zupełnie nie potrzebny. U mnie sprawdza się zwykły krem niva, oliwka, czy tłusty krem do twarzy. I nie dostałam ani jednego rozstępu. Sprawdza się to nie tylko u mnie! Wiele kobiet, które już urodziły potwierdzają, iż taki specjalistyczny krem w ogóle jest nie potrzebny. Jednym słowem zbędny wydatek.

II.
Sztuczne rzęsy

Uważam, że jednym z moich atutów są rzęsy. Moje naturalne. Wydaje mi się, że ich długość jest przyzwoita. Nie wypadają mi zbyt często, są też dość gęste i grube. Lubie podkreślać je maskarą - ale to w zupełności wystarczy. Wydaje mi się, że wyglądała bym dość banalnie z takimi sztucznymi rzęsami gdy moje są wystarczające :-)

III.



Zalotka 


Tak jak wspominałam w punkcie poprzednim jestem zadowolona z moich rzęs. Uważam, że nie tylko są mocne, gęste i dość grube ale również zwykła maskara wystarczy aby odpowiednio je podkręcić. Przy drobinie wprawy i dobranej techniki jestem wstanie doprowadzić moje rzęsy do prawie takiego samego stanu jak po zalotce jedynie tuszem do rzęs. A skoro taki efekt mi wystarczy to po co mam kupować zalotkę? 

IV. 


Czerwona szminka/pomadka

Nigdy nie marzyłam by być w posiadaniu czerwonej szminki. Zawsze uważałam, że to trybut odważnej, dojrzałej kobiety. Ja natomiast jestem osóbką bardzo nieśmiałą. Ponadto mój stan uzębienia niestety popada w kolor żółty i taki kosmetyk podkreślał by to jeszcze bardziej. Kolor czerwony w postaci mocnej czerwonej szminki czy błyszczyka kompletnie nie pasuje do mojej osoby. Nigdy też nie pragnęłam go pożądać i nigdy nie będę chciała. 

V. 

 Baza pod makijaż

Nigdy nie byłam za "tapeciarstwem". Zawsze uważałam, że im mniej makijażu tym lepiej. Nigdy nie patrzałam na pułkach sklepach za bazą pod podkład. Tak, wiem znajdą się głosy, że taka baza pozwala dłużej utrzymać podkład/makijaż dłużej na naszej twarzy tylko pytanie po co? Nie pracuje (w tym momencie w ogóle) a jeśli już będę to zamierzam aby to był typowy wymiar pracy 8 godzin. Mój podkład trzyma się nawet dłużej więc nie wiem po co miała bym nakładać dodatkową warstwę jakiegoś kosmetyku na twarz. Naturalność jest piękna! A taka baza pod podkład/makijaż to dla mnie zbędny wydatek. 


Do zabawy zapraszam: 
- http://theoleskaaa.blogspot.com
- http://beautystarlet.blogspot.com
- http://wyznaniazakupoholiczkiwwielkimmiescie.blogspot.com
- http://colorfulthings.blogspot.com
- http://twarzwkolorach.blogspot.com


Dziękuję za miłą zabawę i glamispink za to, że pomyślała o mnie, by zaprosić mnie do tej zabawy. Buziaczki :*

środa, 29 lutego 2012

Szampon Garnier Fructis. Przeciw łupieżowy, ułatwiający rozczesywanie.

Witam Was serdecznie!
Dzisiaj chciałam popisać o szamponie, który na pewni bardzo dobrze znacie i większość z was go używa. Jednak ja kupiłam go po raz pierwszy i chciałam się z wami podzielić co myślę o tym produkcie.
Przedmiotem mich dzisiejszych przemyśleń jest szampon Garnier Fructis. Przeciw łupieżowy, 2w1.


Ma on ułatwiać rozczesywanie włosów i zwalczać łupież.
Nie napisze o nim dzisiaj wiele, ponieważ kupiłam go niedawno i użyłam dopiero dwa razy. Więc będzie to raczej pierwsze wrażenie jakie wywarł na mnie niż recenzja.
Jak dobrze wiecie szampon bardzo ładnie pachnie. Nie spotkałam się z tym by ktoś narzekał na jego woń.
Cóż więc mogę jeszcze napisać o nim po dwóch użyciach? Bardzo mocno się pieni. Poprzednich szamponów jakich używałam nakładałam sporą ilość, ponieważ nigdy nie mogłam uzyskać takiej piany jaką oczekiwałam by dobrze umyć włosy. Tutaj więc bez namysłu zrobiłam tak samo. Moje zdziwienie było ogromne gdy nakładając dla mnie standardową ilość szamponu okazało się, że to dużo za dużo. Wnioskuję z tego, że jest bardzo wydajny.
Nie napisałam jeszcze o cenie! Kupiłam go w Biedronce za ok. 10 zł

Producent zapewnia nas, że szampon działa już od pierwszego użycia. Jeśli chodzi o łupież, który dostałam po poprzednim szamponie, mogę stwierdzić, że po dwóch użyciach nie zauważam jakiś wielkich oznak łupieżu. Wiec najwyraźniej szybko zaczyna działać. Co do wzmocnienia, nie mogę się jeszcze na ten temat wypowiedzieć. Ale fakt faktem włosy po umyciu są bardzo przyjemne w dotyku. Nie są napuszone ani oklapnięte. Prezentują się bardzo ładnie.
Szampon jest dość gęsty.


Gdy zużyje całą butelkę będę mogła o nim powiedzieć zdecydowanie więcej. Jak na pierwszy raz jestem z niego zadowolona. Chciała bym kontynuować z nim współpracę.
Wiem, że większość dziewczyn jest z niego zadowolona. Ma same pozytywne opinie. Myślę, że ja nie będę odbiegać do tej reguły.

czwartek, 23 lutego 2012

"Sweterek" cz.1 czyli 13 postulatów w sprawie rzeczywistości.


Jest! W końcu nadszedł ten dzień i mam! Mam płytę Michała Wiśniewskiego i Andrzeja Wawrzyniaka "Seterek".
Od razu zaznaczam, że to nie jest Michał Wiśniewski z Ich Troje. To zupełnie inna twarz! To nie jest płyta w stylu Ich Troje. To poezja śpiewana ... A Michał nie napisał żadnego tekstu.


Tu liczą się teksty, które w większości płyną z serca pana Andrzeja. Muzyka to tylko delikatny podkład pod to co autor nam przekazuje, A Michał? Michał też jest tym, który przekazuje treści autora tekstów. Oczywiście nie tylko on, bo pan Wawrzyniak jak i jego synowie, zaproszeni goście też udzielają swojego wokalu.
To płyta do myślenia - nie do zabawy i podśpiewywania. Z każdej piosenki płynie jakiś morał a jak by się nad tym głębiej zastanowić w każdej piosence opisana jest szara rzeczywistość.
To smutne jaki mamy świat. Ta płyta wyraźnie to ukazuje. Zadumać się przy niej jest bardzo prosto. Każdy wers daje do myślenia.



Na tym krążku znajduje się trzynaście lirycznych/spokojnych piosenek. To nie jest "szarpanie druta", to nie jest płyta wydana pod publikę. Nie znajdziemy na niej komercji i tanich tekstów. Nie doszukamy się skocznej muzyki do tańca. Nie zabierzmy jej na żadną imprezę ani nie usłyszymy w żadnym klubie. Ta płyta nadaje się do słuchania w domowym zaciszu. Najlepiej z własnym sumieniem.
Jej pełny tytuł to "Sweterek" cz.I czyli 13 postulatów w sprawie rzeczywistości i jest pierwszą częścią z trzech.
Ukaże się jeszcze postulaty w sprawie miłości i wyśmiania.
   Polecam tą płytę każdemu, kto choć czasami zastanawia się co się dzieje, z tym światem i z Polską.
I najlepiej trzeźwo myśleć słuchając jej a potem ... potem można upić się rozważając prawdę zawartą w tekstach ...

sobota, 18 lutego 2012

Lakier do paznokci "Safari" - pomarańcz

Hej Wam!
Wiem, że blog jest jeszcze nie dopracowany ale stwierdziłam, że tak całkiem pusty też nie może zostać zanim go nie dopracuje. Najwyższy czas by pojawiła się na nim choć jedna konkretna notka.
Postanowiłam zacząć nie od siebie a od recenzji. Jak sam tytuł postu wskazuje na pierwszy ogień pójdzie lakier do paznokci z firmy Safari w kolorze pomarańczowym.

Od razu mówię, że nie mam idealnych paznokci. Kiedyś moje paznokcie prezentowały się niczym perfekcyjnie dopracowane tipsy. Teraz gdy zaszłam w ciąże niestety - zaczęły się łamać i rozdwajać. Przez to i przez noszenie soczewek musiałam je ściąć na krótko. Ale nie przeszkadza mi to w malowaniu ich wciąż na nowe kolory :)

Nie mam dzisiaj na sobie żadnego podkładu pod lakier ani bezbarwnego lakieru na tym kolorowym. Wszytko mi się pokończyło a teraz nie mam głowy do zakupów makijażowych i tym podobne. Dlatego wybaczcie mi te nierówności na paznokciach, nie są one spowodowane złą jakością lakieru tylko moimi ubytkami na paznokciach. Użyłam jedynie olejku do niwelowania skórek o którym też wam wspomnę!

A więc zaczynajmy!
Tak wygląda omawiany dzisiaj przedmiot.
Safari jest to polska firma i jej produkty oraz produkty podchodzące pod tą firmę można zamówić na stronie quiz.pl.
Jak widać na zdjęciu ja mojego lakieru zużyłam już dość sporo. Posiadam tylko jeden lakier z tej serii/firmy więc swoje opinie będę opierać tylko na nim.

Lakier ma rzadką konsystencje i potrafi spłynąć nam z pędzelka. Mimo to bardzo przyjemnie się go nakłada na paznokieć i zaliczyła bym go do bardzo szybko schnących lakierów. Nawet dwie warstwy potrafią wyschnąć dosłownie w 5 min!
Ja ten kolor zawsze nakładam dwie warstwy (wyjątkiem jest gdy nakładam na niego lakier pękający). Pod   jedną warstwą paznokieć prześwituje i nie wygląda to za ciekawie.
   Nie wiem czy wszystkie lakiery Safari tak mają ale mój okaz zachowuje bardzo długo date przydatności.  Posiadam go już z dobre dwa lub trzy miesiące a on nadal zachował swą konsystencje po pierwszym otwarciu. Istnieje więc duża szansa, że wykorzystam go całego. Inne lakiery niestety tracą swoje właściwości już po pierwszym miesiącu.

Na paznokciach prezentuje się on /mniej, więcej/ tak: 

A dlaczego /mnie, więcej/ ? Wydaje mi się, że żaden aparat ani kamera nie odda koloru dokładnie. Ale zrobiłam wam jeszcze jedną fotkę w innym oświetleniu...
Nie mam pewności, czy te lakiery posiadają jakieś oznaczenia typu numerki bądź nazwy. Przyjrzałam się jednak dokładnie buteleczce, w której się znajduje i znalazłam o to coś takiego na spodzie:
Nie mam zielonego pojęcia czy to jest jakiś przypadkowy numerek czy oznaczenie koloru ale jeśli to numer kolorku to jest to HD 46.

Ten lakier nie posiada jakiegoś specjalnego pędzelka. Zwyczajny jak w większości lakierów do paznokci. Jednak aplikacja na paznokieć jest całkiem prosta i przyjemna. Wystarczą za ledwie trzy ruchy i mamy warstwę lakieru tam gdzie chcemy ją mieć.

Lakier na moich paznokciach utrzymuje się średnio 3-4 dni. Zależne ile robię w domu rękami i czy posiadam pod niego jakiś podkład oraz czy nakładam na wierzch tzw. warstwę ochronną. Oczywiście paznokcie innych dziewczyn różnią się do moich i u każdego może to wyglądać inaczej.
   Cena tego lakieru wyniosła mnie jakieś 3 zł. A więc jest to lakier z tańszej pułki. Można go znaleźć na pospolitych rynkach i bazarach oraz w kioskach. Nie raz widziałam je także w sklepach "po 4 zł" lub w chińskich sklepikach i centrach handlowych. Cena nigdy nie przekraczała 5 złociszy.


Jak wspominałam na początku użyłam również oliwki do niwelowania skórek, która w moim przypadku wygląda tak:
Kupiłam ją jeszcze latem na rynku za jakieś 4 zł. I może nie jest to jakieś fenomen ale jak na stosowanie ją raz, dwa razy w tygodniu działa całkiem nieźle. Nie zniweluje wszystkich naszych skórek przy płytce paznokcia ale staną się one miękkie i mniej widoczne. Przy dokładnym nałożeniu lakieru praktycznie ich nie widać.
Plusem jest zapewne to, że jest mega wydajna i ślicznie pachnie jabłkami. Wiem, że były jeszcze chyba ze cztery inne zapachy ale na prawdę już nie pamiętam jakie.
   Mieszka sobie ona w tekturowym pudełeczku, na którym niestety nie pisze nic po polsku.

W środku mamy "aplikator" z oliwką. Którą stopniowo wykręcamy na pędzelek na kocu opakowania. Pędzelek jest płaski i mimo, że miękki łatwo możemy delikatnie wsunąć nim nieciachane skórki tam gdzie ich miejsce. Oczywiście nie działa to tak profesjonalnie jak byśmy tego chcieli, więc magicznie nie poznikają nam niechciane elementy na paznokciu ale tak jak pisałam wyżej delikatnie je zniweluje.
To, że pędzelek jest rozdwojony absolutnie nam nie przeszkadza.

***
To tyle co dla was na dzisiaj przygotowałam. Pamiętajcie, że blog ciągle jest dopracowywany i pewnie w niedługim czasie osiągnie swą "perfekcyjną wersje". Jeśli zdarzyły się jakieś błędy to przepraszam i do następnego!